środa, 31 października 2012

Wrzosy w śniegu. Pieczona brukselka z żurawinowym pesto.28! TU i TAM




Mała zielona główka.
Kapuściana.
Ubrana w zielone bufiaste spódnice.
Zakłada je jedna na drugą.
A każda inaczej udrapowana.
Pojawia się późną jesienią, kiedy nad pustymi już polami snują się mgły.
I zostaje do wiosny.
Budzi mieszane uczucia.
Jedni ją kochają, inni nie znoszą.
A u nas - w Kucharni i u mnie,zajmuje wysoką pozycję.
Uwielbiamy ją.
Brukselka podana.
Zapraszamy!







To nie był najlepszy poranek.
Za oknem tańczyły płatki białego puchu na tle szarego nieba.
Auto zasypane po dach,niechętnie dało się prowadzić po zakupy.
W dodatku Pan eko-rolnik zbeształ mnie,że już teraz szukam brukselki.
A kapustka owa najlepsza po pierwszych przymrozkach.
- A przymrozki to już Pani u nas widziała?
Wtedy jeszcze nie widziałam,ale brukselka i tak jest na straganie.
Poza tym byłyśmy umówione z Anią na brukselkowe spotkanie w kuchni własnie dziś.
Ratunkiem w takich chwilach jest nieoceniona kawa...
Wymiana porannych myśli  i zaczynamy nasze brukselkowanie.
Za oknem biały puch w coraz szaleńczym tańcu.
W parze z wiatrem.
Wrzosy na tarasie zasypane śniegiem.
Brukselkę rozbieram z  kolejnej zielonej spódnicy.
Moja róża w ogrodzie pochyla się coraz niżej przygniatana mokrą bielą.
Nie mam dla niej ratunku...
Zabieram się za pesto.
Kilka zgrzytów i malakser odmawia współpracy.
Okna pochlapane śniegiem.
Ostatni łyk kawy.
Pozostaje poczciwy moździerz.
Zgodnie łączymy się w zdecydowanych ruchach.
Pesto wychodzi nader aksamitne.
Łączę je z upieczoną brukselką.
Taniec smaków wynagradza wszystko!








Pieczona brukselka z żurawinowym pesto

pół kg świeżej brukselki
oliwa EV

Piekarnik rozgrzać do temp.220 st.C.
Blachę do pieczenia wyłożyć pergaminem.
Kapustkę obrać z luźnych zewnętrznych liści.
Końcówki obciąć nożem.
Wieksze główki przekroić na pół.
Do miski wrzucić przygotowane brukselki.Polać oliwą i wymieszać delikatnie.
Wyłożyć na blachę z papierem i wstawić do piekarnika.
Piec ok.25 minut aż kapustki się zrumienią.







Żurawinowe pesto

pół szklanki suszonej żurawiny
1/4 szklanki pistacji
dwa ząbki czosnku
kilka gałązek natki pietruszki
sól,pieprz
pół szklanki oliwy EV

Wszystkie składniki - oprócz oliwy,wrzucić do pojemnika malaksera i rozdrobnić.
Dodać trochę oliwy,sól i pieprz do smaku i uruchomić malakser.
Stopniowo dodać resztę oliwy.
Pesto powinno być dokładnie połączone z oliwą.
 Słodko-słono-ostre.

Jeżeli w trakcie pracy popsuje się Wam malakser,wszystko trzeba przełożyć do moździerza (mały nie zda egzaminu), i ucierać ręcznie do czasu kiedy osiągniemy dość gładki sos.
Trochę to potrwa i ręka zaboli,ale dzięki temu pesto będzie mniej ,zmielone'.
Lubię drobne kawałeczki składników.

Gotowe pesto delikatnie połączyć z upieczoną brukselką.
Delektować się,nawet jak za oknem leży jesienny śnieg.






Lubicie brukselkę?
A wrzosy w śniegu ?


Wielkie Święto Żurawiny 2012

czwartek, 25 października 2012

Powtarzalność. Curry podwójnie dyniowe








Rosły na końcu ogrodu.
Same.
Pod płotem.
Rozkładały się i mościły tam bardzo wygodnie.
Kochały przestrzeń i słońce.
Kąpały się w jego promieniach pokazując wszystkim uśmiechnięte głowy.
Zielone,żółte a potem pomarańczowe.
Dynie olbrzymki.
Z końcem lata coraz bardziej dominujące.
Duma ogrodu i Babci.
Dziecięce dłonie bardzo lubiły je dotykać.
Czasami dyniowe ,wąsy' uparcie czepiały się sukienki.
A szorstkie liście udawały kapelusze.
A potem zupa mleczna z dynią i lanymi kluskami przy kuchennym stole.
Z widokiem na ogród.
Ciepła,słodka i wyjadana z kolorowej miski.
Nigdy już nie smakowała tak jak wtedy...
Dynia w marynacie słodko-kwaśnej,z goździkami.
Dżem dyniowy z jabłkami i gruszką.
Radosne słoiki równo ustawione na półkach w ciemnej spiżarni.
Dyniowe skarby.
Każdego roku tak samo.
Cudowna powtarzalność.
Teraz jedynie we wspomnieniach...










Curry z pieczonej dyni z krewetkami

mała dynia butternut squash
2 szklanki bulionu z warzyw
puszka mleka kokosowego
2-3 łyżki zielonej pasty curry - tu przepis
2 ząbki czosnku
2 szalotki
kilka dojrzałych pomidorków cherry
3 cm korzenia imbiru
pieprz cayenne
sok z limonki
skórka z limonki
listki kolendry
świeże krewetki średniej wielkości - u mnie 20 sztuk
oliwa EV
ryż jaśminowy

Dynię przekroić i wydrążyć gniazda nasienne.
Połowę obrać ze skóry i pokroić w kostkę.
Drugą połowę pokroić na półksiężyce razem ze skórą.
Do piekarnika nagrzanego do 200 st.C włożyć blachę z dynią w kostkach i kawałkach.
Pokropić oliwą i piec do miękkości - kostki upieką się wcześniej.
Wyjąć blachę z pieca.
Do garnka wlać oliwę - 2 łyżki.dodac cebule pokrojone w piórka i starty imbir.
Zeszklić na średnim ogniu.
Dodać przeciśnięty w prasce czosnek,posmażyć krótko razem.
Potem dodać miąższ z dyni oddzielony od skóry i rozetrzeć go widelcem.
Dusić wolno kilka minut.
Dodać pomidory,wlać bulion warzywny i wymieszać.
Wlać mleko kokosowe i pastę curry. Gotować wolno  15-20 minut.
Dodać dynię w kostkach i pieprz kajeński.
Następnie obrane z pancerzy i umyte krewetki i sok z limonki.
Zagotować przez 2 -3 minuty.
Curry nałożyć do misek i posypać liśćmi kolendry i skórką z limonki.
Osobno podać ryż jaśminowy najlepiej ugotowany na parze.






To curry  dyniowe uważam za jedno z najlepszych jakie do tej pory ugotowałam.
A może wolicie ubiegłoroczne indyjskie curry z dynią?
Wybierzcie sami.
Smacznego!





sobota, 20 października 2012

Ile... Dyniowe marmoladki z imbirem i solą morską








Ile jeszcze ciepłych dni.
Słońca.
Pogody.
Ile spacerów i szurania stóp po suchych liściach.
Ile biedronek spotkanych przypadkiem na ostatnich zielonych źdźbłach trawy.
Ile orzechów z koszyka na tarasie ukradnie mi ruda Piękność.
Ciekawe czy jej spiżarnia nie pęka już w szwach?
Ile jabłek zostanie na naszym drzewie na wsi do kolejnego tam przyjazdu.
Ile pajęczyn zdoła utkać uparty pająk za moim kuchennym oknem.
Ile uśmiechów podaruje mi Hania.
Ile niedokończonych myśli zostanie między słowami.
Ile pąków rozwinie spóźniona róża.
Ile dzięków zapiszę w głowie do jutra.
Ile kasztanów znajdę w mokrej trawie.
Ile jeszcze dyni przyniosę do domu tej jesieni...






Dyniowe marmoladki z imbirem i solą morską

dynia hokkaido
5 cm świeżego imbiru
200 ml syropu palmowego (można zastąpić miodem)
sok i skórka z niepryskanej cytryny
2 łyżeczki pektyny lub 1 łyżeczka do kawy agar-agar
gruba sól morska w kryształkach

Dynię podzielić na pół.Wyjąć pestki. Miąższ ze skórą położyć na blachę nagrzanego piekarnika -180 st.C. Upiec do miękkości.Wszystkie przypalone kawałki odrzucić.
W garnku o grubym dnie rozgrzać syrop palmowy. Dodać miąższ dyni oddzielony od skóry,sok z cytryny i skórkę,starty korzeń imbiru. Wymieszać i odparować na małym ogniu.
Zmiksować blenderem na jednolitą masę.
W minimalnej ilości wody rozpuścić pektynę lub agar-agar i dodać do masy dyniowej.
Mieszając gotować 2-3 minuty.
Odstawić z ognia.
Prostokątną formę wyłożyć folią spożywczą tak,aby na bokach został spory jej zapas do pokrycia całego naczynia.
Wyłożyć masę dyniową,wyrównać ją i przykryć folią.
Kiedy wystygnie wstawić do lodówki aby dobrze zastygła.
Kroić na kawałki i posypać kryształkami soli morskiej.
Smacznego!





Panie i Panowie,Festiwal Dyni trwa!




wtorek, 16 października 2012

Hokkaido Milk Bread with thangzhong. World Bread Day 2012







Pamiętam dom,gdzie rytm dnia wyznaczały pory roku.
Wszystko było naturalne ,proste i piękne.
A chleb święty.
I najważniejszy.
Szacunek do chleba zaczynał się od mąki przywiezionej z młyna.
Potem przesiewanie jej do ogromnej miski.
Wyrabianie ciasta,formowanie i wyrastanie okrągłych bochenków.
Rozpalanie ognia w białym kaflowym piecu.
Od lat ustalony rytuał.

Trzeci raz piekę chleb na World Bread Day.
Ze wszystkimi na całym świecie,którzy chleb obdarzają szacunkiem i chcą w tym dniu być razem.
Potrzeba wspólnego pieczenia chleba jest jak magia.

Daje radość i szczęście.
I każdy chleb,jaki z tej okazji piekę ,to chwile, które długo pamiętam.







 Mleczny chleb Hokkaido z thangzhong
 porcja na dwa chleby

540 g mąki chlebowej 
85 g cukru pudru
11 g drożdży instant
8 g soli morskiej 
9 g mleka w proszku 
86 g jaj- żółtko i łyżeczka wody roztrzepane widelcem
59 g śmietany kremówki 
54 g mleka 
184 gramów tangzhong
49 gramów masła 

1 jajko roztrzepane do posmarowania chlebów

Thangzhong
Japońska metoda wypiekania miękkiego i puszystego chleba tostowego.
Dzięki niej pieczywo jest idealnie świeże przez kolejne dni.

50 g mąki chlebowej wymieszać z 150 ml wody /dodałam po  połowie wody i mleka/.
Postawić w garnku na małym ogniu i mieszać trzepaczką aż masa się zagęści i na jej powierzchni powstaną ,wiry' od mieszania.
Zdjąć wtedy z ognia, przykryć folią i odstawić do ostygnięcia.


Wszystkie składniki oprócz masła włożyć do miski.
Wymieszać i zagniatać przez 15-20 minut.
Dodać roztopione masło w trzech porcjach i wyrabiać po dodaniu każdej porcji.
Dalej wyrabiać przez kolejne 3-5 minut. Lub dłużej,aż ciasto będzie gładkie,miękkie i elastyczne.
Zebrać ciasto w kulę,włożyć je do naoliwionej miski,przykryć folią i odstawić na godzinę -dwie .
Do czasu aż podwoi objętość.
Nacisnąć ciasto i odgazować.
Podzielić  je na dwie części. Uformować chlebki i ułożyć je w nasmarowanych formach.
Przykryć ściereczką i zostawić w cieple 45 minut,do godziny.
Piekarnik nagrzać do 175 -180 st.C.
Wyrośnięte chlebki posmarować roztrzepanym jajkiem i wstawić do pieczenia na 30 -35 minut.
Wyjąć z piekarnika i ostudzić na kratce.

Przepis na ten chleb wybarałam z bloga Dewi.





Chleb jest uniwersalny w smaku.
Doskonały z serami,pasztetem,jajkami,jak i z domową konfiturą.
Przygotowałam dwie jego wersje.
Jedna z kryształkami cukru do słodkich dodatków.
Druga bez do wytrawnych.





Szczęśliwego pieczenia chleba Wam życzę!

piątek, 12 października 2012

Sezonowe tęsknoty. Quiche pomidorowy z kozim serem i ziołami







Sezon gruntowych,soczystych warzyw i owoców nieubłaganie zbliża się do końca.
Znajomi Gospodarze na wsi kopcują już ziemniaki,marchewkę,selery i inne korzeniowe.
W letniaku rozłożyli płachtę, na której suszy się cebula.
Wiszą warkocze czosnku.
Będą tam polegiwać przez całą zimę i cieszyć nas do nowego sezonu.
Włożyłam do słoików sporo zapasów.
Pomidory królują.
Za nimi będę tęsknić najbardziej.
Sosy.
Marynowane z czosnkiem i bazylią.
W białym winie.
Konfitury.
Chutney.
Kiedy zimą mieszam w garnku przygotowany sos, cieszę się ,że zamknęłam lato w słoiku.
Tyle,że  naturalnego cyklu,kiedy warzywa są najlepsze i najzdrowsze,nie da się niczym oszukać.
Tęsknię.
Za kanapką ze świeżym pomidorem.
Kulinarne wspomnienie dzieciństwa wraca każdego lata.
Za wyprawą na bazar po kosz uśmiechniętych pomidorów.
Za ich kolorami.
Będę cierpliwie czekać na nowy sezon.
Wyszukiwać najlepszych świeżych pomidorów w dobrych sklepach.
Muszą pachnieć i być bardzo dojrzałe.
Wracać do powieści Fannie Flagg ,Smażone zielone pomidory'.
A chyba  z ostatnich  gruntowych piekę quiche...






Quiche pomidorowy z kozim serem i ziołami

ciasto
250 g maki
150 g zimnego masła
pół łyżeczki soli

Mąkę wysypać na stolnicę. Posiekać nożem razem z masłem i solą.
Zagnieść ciasto,zawinąć w folię spożywczą i wstawić na godzinę do lodówki.
Piekarnik rozgrzać do 200 st.C.
Ciasto rozwałkować na placek,którym wyłożyć formę na quiche.
Zapiekać 15 minut aż ciasto lekko się zrumieni.
Wyjąć je z piekarnika.

nadzienie
200 g sera koziego
200 g gęstej dobrej śmietany
2 jajka
dwa ząbki czosnku
garść świeżych ziół: bazylia,tymianek,mięta
pieprz świeżo mielony
oliwa EV
300 g pomidorów - użyłam ,bawole serce'

Ser włożyć do miski,rozdrobnić go widelcem,dodać posiekane zioła i czosnek.
Śmietanę wymieszać z jajkami i pieprzem. Dodać do sera i wymieszać.
Wyłożyć na podpieczone ciasto.
Pomidory umyć i osuszyć. Pokroić na grube plastry.
Jeżeli mają dużo pestek,usunąć je razem z sokiem.
Plastry pomidora ułożyć na masie serowej i skropić oliwą.
Wstawić do piekarnika i piec 25 minut.
Wyjąć i natychmiast podawać.
Koniecznie z kieliszkiem ulubionego wina!





Jakie są Wasze sezonowe tęsknoty?













































poniedziałek, 8 października 2012

O chlebowej pamięci i o tym jak piekłam z Margot chleb z melasą i nasionami kopru włoskiego








Zakwas.
To słowo kilka lat temu dość celnie wpasowało się w moją mentalność.
Nie dawało spokoju.
Nurtowało.
Pamięć domowego chleba na zakwasie dołożyła swoje trzy grosze.
Jak na zawołanie widziałam babciny piec z białych kafli.
Wyrabianie,wyrastanie i wypiekanie chleba.
A ja tu jedynie drożdżowe pieczywo.
Margot była moją chlebową mentorką.
Dobrą duszą Weekendowej Piekarni i Weekendowej Piekarni po godzinach.
Dzięki Niej nastawiłam zakwas i piekłam razem z innymi zapalonymi Piekarkami prawie w każdy weekend.
Łza w oku się kręci na tamte wspomnienia...
Teraz to ja zachęciłam Margot do wspólnego pieczenia.
Najpierw w planach była chałka.
Ale nagle pojawił się ten chlebek i zdecydowałyśmy,że pieczemy.
Wymieniłyśmy sporo uwag na jego temat.
A to analizowałyśmy przepis.
A to zdjęcia na blogu Elra.
A to rodzaje użytej mąki - białe czy razowe?
Ja zostałam przy białych.
I oto są nasze chlebki.
Z tego samego przepisu.
Ciekawe czy takie same?





Chleb z melasą i nasionami kopru włoskiego

proporcje na dwa chlebki

103 g mąki żytniej
122 g mąki orkiszowej
59 g płatków owsianych
318 g mąki chlebowej
1 g imbiru w proszku
17 g cukru
5 g drożdży instant
15 g soli
85 g melasy
500 g wody
6 g nasion kopru włoskiego
36 g rodzynek

W misce umieścić mąki,imbir,cukier, drożdże i sól. Wymieszać składniki za pomocą łyżki.
Zrobić wgłębienie, wlać w nie melasę i wodę. Zagnieść ciasto.
Wyrabiać je przez 15 minut aż będzie gładkie i elastyczne.
Jeżeli wydaje się lepkie,dodać trochę mąki.
Dodać nasiona kopru i wmieszać je równomiernie w ciasto.
Dodać rodzynki i wmieszać je tylko do połączenia z ciastem.
Przykryć miskę folią i zostawić w temperaturze pokojowej na godzinę - dwie lub do momentu aż ciasto podwoi objętość. Ciasto odgazować.Podzielić je na dwie części. Uformować bochenki i umieścić je w foremkach wyłożonych pergaminem. Naoliwić ciasto,przykryć ściereczką i odstawić na godzinę. Nagrzać piekarnik do temp. 205 st. C.Umieścić foremki w piekarniku i natychmiast obniżyć temp. do 175-180 st. C. Piec chleby 35 - 45 minut aż będą brązowe.
Wyjąć na kratkę i zostawić je do całkowitego wystygnięcia.

Piekłam z połowy porcji.
Użyłam mąki białej żytniej.
Rodzynki zamieniłam suszoną żurawiną.
Moje ciasto było dość luźne mimo dosypania dodatkowej porcji mąki.





Do tego chlebka i innych domowych wypieków przygotowałam kremowe masło z gruszki.
Smakuje cudownie!

Masło gruszkowe

4 twarde dojrzałe gruszki
2 łyżki miodu
2 łyżki masła
1 łyżeczka soli
skórka z cytryny niepryskanej
sok z cytryny
1 łyżeczka kwiatów lawendy - ewentualnie

Gruszki obrać,wyjąć gniazda nasienne i pokroić na kawałki.
Wrzucić do rondelka i od razu polać sokiem z cytryny,aby nie ściemniały.
Dodać miód, sól i skórkę cytrynową i  ewentualnie kwiaty lawendy.
Gotować na małym ogniu aż gruszki się rozgotują a płyn odparuje.
 Dodać masło i sok z cytryny. Wymieszać i zagotować.
Przełożyć do słoika.Po ostudzeniu przechowywać w lodówce.

Dla miłośników lawendy bardzo polecam dodatek kwiatów.
Z gruszką smakują  znakomicie.
To połączenie jest moim odkryciem tego sezonu.






Wszystkiego smacznego!

czwartek, 4 października 2012

Związki smaku i pamięci.Gravlax







Są potrawy,które dają mi psychofizyczny komfort.
Taniec kubków smakowych i zadowolenie zmysłów.
Lista tych potraw jest długa.
Są na niej smaki znane od zawsze.
Oswojone w dorosłym życiu.
Egzotyczne.
Oczekiwane i poszukiwane.
Zaskakujące.
Związki smaku i pamięci.
Wrażliwości i podświadomych pragnień.
Oto jeden z nich.







Gravlax

500 g fileta z łososia ze skórą
pół szklanki soli morskiej
łyżeczka jasnego cukru Muscovado
otarta skórka z połowy cytryny niewoskowanej
50 ml calvadosa
świeże gałązki kopru

Filet umyć i wyciągnąć pęsetą ości,jeżeli są.
Osuszyć papierowym ręcznikiem.
Sól zmieszać z cukrem i skórką cytryny.
Natrzeć  równomiernie rybę.
Skropić calvadosem i obłożyć gałązkami kopru.
Łososia zawinąć szczelnie folią spożywczą.
Włożyć do naczynia i obciążyć.
Wstawić do lodówki na dobę.Dwa razy rybę obrócić.
Odwinąć z folii , oczyścić z soli i kroić bardzo ostrym nożem na cieniutkie plasterki.





Gravlax najbardziej mi smakuje na kromce domowego chleba,posmarowanego dobrym masłem.Posypuję go świeżym pieprzem, skrapiam oliwą EV i sokiem z cytryny.
Dodatek kawioru bardzo mnie cieszy.





Gravlax z buraczkowym carpaccio i musztardowo - miodowym sosem
dla moich Przyjaciół

Kilka małych buraczków zawijam w folię aluminiową i piekę w piekarniku.
Po ostudzeniu obieram je i kroję na cieniutkie plastry.
Układam na półmisku.
Obok gravlax.
Dekoruję plasterkami cytryny i świeżym koprem.
Polewam wszystko sosem i posypuję świeżym pieprzem.
Jemy ze świeżo upieczonym chlebem i popijamy schłodzonym białym winem.

Sos musztardowo-miodowy

2 łyżki musztardy Dijon
1 łyżka miodu
1 łyżka oliwy EV
1 łyżeczka octu z białego wina
Wszystkie składniki mieszam i odstawiam na kilka minut aby się połączyły.






Smacznego!