wtorek, 12 października 2010

Słoneczny spektakl w Konstancinie. Mule i wino.






Słoneczna niedziela. Najpiękniejszy jesienny prezent od Natury. Cudowne chwile, które  łapiemy zachłannie...
Spacer w Konstancinie.Decyzja natychmiast po leniwym śniadaniu.
-Jedziemy? 
-Tak!!!
Spacerujemy, podglądając wiewiórki.
Rude spryciary szykują się do zimy.Widać to gołym okiem.
A my kąpiemy się w słońcu.Ostatnie ciepłe promienie tańczą w liściach, wyglądają  zza drzew.
Otulają nasze twarze.Dawno minęło południe...
-Wracamy? 
-Jeszcze trochę...
-Jest cudnie..
-O tak, kocham taki jesienny czas.
-Ja też.Jak to zatrzymać?...
-Ciii...wdychaj solankę...


Mule w białym winie
na 2 osoby

porcja muli - opakowanie 1,4 kg
pół kostki masła
 pól butelki półwytrawnego białego wina -u mnie  Shiraz Zinfandel
2 szalotki
4 ząbki czosnku
 morska sól

 bagietka i masło do smarowania
 cytryna do mycia rąk
 butelka różowego wina chilijskiego Frontera do popijania


Mule wyjąć z opakowania i zalać zimną wodą w dużym garnku - minimum na godzinę przed gotowaniem.
Różowe wino chłodzić w lodówce.

Szalotki i czosnek drobno posiekać.
 Na  patelni rozpuścić masło,wrzucić szalotki i czosnek.Podsmażyć.
 Do dużego garnka wlać białe wino.Mule wylać z garnka na durszlak,opłukać pod bieżącą wodą.
Oczyścić muszle.Wrzucić do wina.
Trzymać na małym ogniu. Dodać szalotki z czosnkiem i masłem.Potrząsać garnkiem, aby wszystkie skorupiaki były zanurzone w winie. Posolić lekko.Gotować na małym ogniu 20 minut.
 Kiedy mule się gotują , na reszcie masła zblanszować pęczek natki pietruszki, umyty i posiekany.
Wrzucić go garnka z mulami.Potrząsnąć garnkiem.
Zestawić z ognia.




Przygotować miski z wodą i cytryną do płukania rąk.
 Pokroić bagietkę ,podać obok masło.
 Kieliszki napełnić różowym winem Frontera.
Garnek z mulami postawić na stole. Wykładać na talerze razem z sosem.
 Jeść z bagietką posmarowaną masłem,popijać winem.




 Chwilo trwaj!








13 komentarzy:

  1. O żesz. Odważna jesteś, nie ma co. Ja muli jeszcze nie robiłam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mule, z wszystkich owoców morza lubię najmniej, ale też nimi nie pogardzę od czasu do czasu.
    G. za to je uwielbia.
    Piękne miejsce na spacer, nie tylko niedzielny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Taka chwila niech trwa jak najdłużej! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kabamaiga, to łatwe.Bardzo lubimy.

    Italia, G.wie,co sprawia przyjemność dla podniebienia.

    Polko,dokładnie!

    Dziękuję za miłe odwiedziny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ileż to chwil chcemy zatrzymać! Dobrze, że choć niektóre można "odtworzyć" przez gotowanie ulubionych posiłków:)
    Ja z mulami wciąż się "docieram":), ale idzie ku dobremu, więc zapamiętam przepis.
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja ani nie robiłam, ani nie jadlam muli. Zachwyciła mnie wiewiórka, uwielbiam patrzeć, jak przemyka mi w parku między drzewami. Tylko nigdy nie udaje mi się żadnej skusić orzeszkiem, bo zanim wyciągnę orzeszka, wiewiórka ma szybszy refleks i znika :)

    OdpowiedzUsuń
  7. mule jadłam raz, ale chyba były źle przyrządzone, bo mi nie zasmakowały
    Twoje są świetnie podane i chętnie bym ich spróbowała

    OdpowiedzUsuń
  8. aj nie mogę patrzeć na te mule. Przypominają mi się od razu wakacje...ahh wspomnień czar :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Amber, zycze Ci kolejnej sloneczniej niedzieli. Mule moge sobie darowac, ale zdjecia z wiewiorka absolutnie nie ::

    Sciskam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Sa mule, powinnam byc tam i ja! ;) Tylko bym jeszcze smietany chlusnela, bo najbardziej lubie w winno-smietanowym sosie. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Joanno, czar trwa...A ja niedługo na wakacje się wybieram!

    Basiu, ta fotka z wiewiórką jest Twoja!

    Karolino, wpadaj! Śmietana jest.Dodamy.

    Uściski Wam przesyłam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Dzeikuje Ci Amber okropnie za ten prezencik! :))

    OdpowiedzUsuń
  13. Cheers!!!... and mule... great duo!!!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny na moim blogu.